Czasem słońce, czasem deszcz, czyli Galicja Road Maraton i Makowica Uphill 2014

Ani duża odległość od Poznania, ani zapowiadane w prognozach burze, ani nawet infekcja gardła... Nic z tych rzeczy nie powstrzymało mnie aby wreszcie zaliczyć debiut w Galicja Road Maraton. Skoro osobiście zaprasza Cię organizator, a wszyscy dookoła chwalą wyścig to na prawdę ciężko odmówić i nie przyjechać...

Ani się obróciłem i już staliśmy na starcie w sektorze, oczywiście aura musiała dać o sobie znać i pogoda zafundowała wszystkim zawodnikom czyszczenie elegancką i na szczęście krótką ulewą.
3,2,1... i ruszamy, na początek runda honorowa i jedziemy za samochodem z czerwoną chorągiewką, można się było poczuć prawie jak Quintana na zjeździe ze Stelvio - na szczęście nikt auta tutaj nie wyprzedzał ;)


Dookoła sporo kibiców, a to cieszy, bo przynajmniej wiemy, że miejscowa ludność jest przychylna wyścigowi (ponieważ to okolice Krakowa to różnie z tym bywa ostatnio ;)

Całą trasę można chyba podsumować dwoma słowami: góra-dół, dawno nie jechałem wyścigu tak najeżonego różnymi sztywnymi ściankami. Płaskich odcinków było tyle co nic, a kolejne następujące po sobie podjazdy skutecznie weryfikowały skuteczność przednich przerzutek.



Działo się na trasie wszystko, od jazdy zwartym peletonem, po ataki i tradycyjną selekcję do tyłu. Kolejne podjazdy powodowały topnienie się czołowej grupy aż wreszcie zostało nas pewnie z kilkanaście osób.
Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek ze strony pogody, mniej więcej w połowie dystansu nad zawodnikami przeszła regularna burza z grzmotami. Momentalnie rozszalała się ulewa na tyle intensywna, że czułem się jakby mnie ktoś poczęstował wiadrem wody.


Tak czy inaczej każdy musiał zakończyć swoją 120-kilometrową przygodę finałowym podjazdem pod malowniczy zamek w Nowym Wiśniczu, mając w nogach około 2000 metrów przewyższenia.

Czy było fajnie ? Na to pytanie bez chwili zastanowienia odpowie chyba każdy ze startujących - było super ! Pomimo burzy, ciężkiej trasy i ogólnego zmęczenia każdy na mecie był zadowolony i ze smakiem degustował pyszny bigos chowając się przed deszczem. Każdy też podkreślał znakomitą organizację i niezwykle bogaty pakiet startowy oraz "fanty" otrzymywane na mecie - pod tym podpisuję się również i ja.


Dzień później odbyła się natomiast chyba najcięższa czasówka w Polsce, znany z ubiegłego roku podjazd w Makowicy, pomimo swojej niesamowitej trudności przyciągnął niespełna 100 śmiałków gotowych zmierzyć się z nachyleniem dochodzącym do magicznych 30%.

Tu również wszystko poszło gładko i sprawnie, kolejne osoby pokonywały kolejne rzeźnickie metry podjazdu, niektórzy nawet z buta. Ważne było osiągnięcie mety i pokonanie własnych słabości. Pomimo krótkiego dystansu na mecie każdy był wyczerpany do cna i z trudem łapał oddech.


Pogoda nie rozpieszczała, na całe szczęście nie było deszczu ale temperatura poniżej 10 stopni na szczycie dała popalić zawodnikom czekającym na dekorację. Ta okraszona była jak zwykle całą masą nagród rzeczowych i jedynymi w swoim rodzaju drewnianymi statuetkami.


Z kronikarskiego obowiązku należy zamieścić oczywiście oficjalne wyniki:

Ze swojej strony, na zakończenie, chcę z tego miejsca podziękować organizatorom za doskonałą organizację, wszystko zagrało jak w szwajcarskim zegarku i w Nowym Wiśniczu oraz Makowicy mieliśmy jedno wielkie kolarskie święto. Trzymajcie dalej taki poziom, a na pewno z roku na rok ranga imprezy będzie tylko rosnąć - ja na pewno wrócę tu za rok !!

3 komentarze:

  1. Super impreza, trochę żałuję, że się nie udało podejść choćby przywitać, ale na mecie jakoś kolegi nie mogłem odnaleźć ;)
    Wracając do wyścigu: pierwsza klasa. Ja akurat zabezpieczałem tyły ale i tam na swój sposób było fajne ściganie :D O organizacji, zabezpieczeniu, oznakowaniu powiedziano już wszystko - było po prostu doskonale. Za rok ja też wracam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Mikołaj, za jak zwykle fajną relację.Jeszcze raz gratuluję wyników.
    Dzięki także tym wszystkim którzy nie szczędzą pochwał.
    Myślę , że niesprzyjające momentami warunki dodały całości dramaturgi i potwierdziły że jesteście twardzielami i przygotowały podstawy do jedzenia bigosu z wilczym apetytem.
    Oczywiście czuj się zaproszony na kolejną Galicję.Pozdrawiam Bartek G.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brawo !! Na takiej trasie drugie miejsce to jest naprawdę coś, gratulacje

    OdpowiedzUsuń