Kółka kółka...

Kółka kółka... Tak mój Synek określa jazdę na rowerze, generalnie jest to jego określenie na wszystko co się kręci, a dziś kręciło się sporo...


Niespodziewanie przed weekendem spadło u mnie masakrycznie dużo śniegu, krajobraz z mojego ogródka nagle zaczął przypominać ten, który raczej zarezerwowany jest dla obszarów górskich. Mój Syn był wniebowzięty, ja jakoś nie bardzo. Jazda na szosie w sobotę była wykluczona - zbyt niebezpiecznie, musiałem przeprosić się z trenażerem, ale już po godzinie kręcenia miałem serdecznie dość i resztę treningu spędziłem przytulając ciężary i wchodząc na stopień.



Mamy już koniec stycznia, a to czas, kiedy treningów odpuszczać nie można. W niedzielę rano krajobraz za oknem się nie zmienił, ale też w nocy nie napadało więcej tego białego paskudztwa. Długo się nie zastanawiając, podjąłem jedyną słuszną decyzję - jadę na szosę (ciężko byłoby czymś zastąpić zaplanowane 3 godziny wytrzymałości).

Wróćmy do określenia "kółka, kółka" i faktu, że dziś wszystko łączyło się z kręceniem:
> rodzinka kręciła nosem jak przedstawiłem im swoje dzisiejsze rowerowe plany
> na treningu oczywiście kręciłem korbą starając się trzymać wysoką kadencję (średnio to wyszło ;)
> kręciłem na rundach bojąc się nieprzejezdnych dróg
> wiatr strasznie dziś kręcił nie mogąc zdecydować się na jeden konkretny kierunek
> wkręcałem sobie na treningu, że strzelający piasek w zębach to resztki batonika
> po wszystkim pralka musiała się nieźle nakręcić, żeby doprać wszystkie ciuchy



Tak... to był bardzo mokry, zimny i nieprzyjemny trening. Już po 30 minutach miałem psychicznie dość, wszędzie mokro, w niektórych miejscach resztki śniegu na szosie, wszechobecne kałuże i do tego temperatura na minimalnym plusie wraz z denerwującym wiatrem. Rower bez błotników już na starcie stawiał mnie na przegranej pozycji.
W zasadzie to rozsądniej byłoby zostać sobie w ciepłym domu i obejrzeć jakiś fajny film ale co to by była za niedziela ;)

Niewątpliwie było ciekawie, tradycyjnie mój trening stworzyły dziś momenty:
Moment 1 - kiedy nagle przy sporej prędkości dostałem w głowę mokrym nawisem śnieżnym, który akurat postanowił spaść z drzewa
Moment 2 - kiedy jakiś pies typu "duży burek" zamiast mojej osoby zobaczył chyba wielką kiełbasę na rowerze i gonił mnie prawie przez całą wieś - chcąc nie chcąc, miałem więc konkretną tempówkę
Moment 3 - kiedy mój wzrok prawie zwariował, bo do wszechobecnego śniegu dookoła doszła totalna mgła typu mleko i gdyby nie czarna szosa to nie wiedziałbym chyba, gdzie jechać
Moment 4 - kiedy pod koniec jazdy, do tego wszystkiego zaczął jeszcze padać deszcz


Jak widzicie, lekko nie było, słowa pochwały należą się znowu maściom Sportsbalm, bo pomimo iż przez trzy godziny było mokro i brudno, nigdzie się nie poobcierałem, a mięśnie były cały czas odpowiednio rozgrzane.

Niedzielę mogę więc zaliczyć do udanych, jest to charakterystyczne poczucie spełnionego obowiązku i luz psychiczny, a najlepsza regeneracja potreningowa, czyli spacer z żoną i Synkiem połączony z zabawą na sankach był tylko przysłowiową kropką nad i.

Pora otworzyć zasłużone małe piwko i poczuć ten specyficzny luz w nogach.

6 komentarzy:

  1. hmmm może jakbyś zainwestował w błotniki to nie musiałbyś pisać o piasku w zębach itp. i gdybyś dobrze się ubrał to nie czułbyś zimna. Trochę nie rozumiem tego co piszesz. Zamiast się cieszyć że można w styczniu pokręcić na dworze i to 3h piszesz że psychicznie miałeś dość, pomyśl, mogło być teraz - 20 i śniegu po kolana i wtedy byś siedział na rolce i kręcił w tropikach, na bank byłoby lepiej. Czasami zastanawiam się czy takim jak Ty kolarstwo wogle sprawia przyjemność. Sorry ale musiałem to napisać jak to przeczytałem. Nie myśl tylko że jestem fanem szymonbike, bo go już wogle nie trawie :)Jeździłem dzisiaj w takiej samej scenerii jak ty tylko ze na rozklekotanym zimowym mtb i po 3h miałem niedosyt ze juz koniec treningu i już nie mogę się doczekac kolejnego . Fajnie czasami piszesz bo czytam Twój blog ale takie teksty dla pasjonata kolarstwa są poprostu nie na miejscu, albo poprostu nie jesteś nim. Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdybym nie był pasjonatem, to po tych 30 minutach wróciłbym do domu ;) Nie jestem robotem, pewnie inaczej bym odbierał taki trening jakby faktycznie było -20 stopni i przyszłaby odwilż - punkt widzenia się zmienia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. mnie także dziś złapał śnieg z deszczem i chyba rekordowa ilość psów dziś była. zastanawiam się czemu nadal nie kupiłem błotników;)

    OdpowiedzUsuń
  4. do Anonimowy

    faktycznie nie rozumiesz tego, co Mikołaj napisał. Ponarzekał na warunki, stwierdził, że mu nie odpowiadały i... kręcił dalej.

    Twoja wypowiedź natomiast zalatuje kolejnym "jeżdżę starym rowerem w kiepskich warunkach i jestem taki fajny, więc schowajcie się z waszymi karbonami". Gratuluję. Po 3h miałeś ochotę na więcej. Super.

    Nie czyni to Ciebie jednak ani specjalnym, ani fajnym. A już na pewno nie daje Tobie prawa do krytykowania innych kolarzy, bo oni na te warunki narzekali.

    Bycie pasjonatem kolarstwa (czy raczej poważne trenowanie kolarstwa) nie może ograniczać się do jazdy tylko w idealnych warunkach. Czasem, a w naszym klimacie całkiem często, trzeba wyjechać na trening, który chętniej by się odpuściło. A jednak się jedzie. Bo jest się pasjonatem kolarstwa. I to pomimo faktu, że przeklniesz wiatr, deszcz czy śnieg. Trenując możesz narzekać, przeklinać na czym świat stoi czy mieć ochotę się poryczeć (lub też to zrobić), ale najważniejsze żebyś zrobił ten cholerny trening, bo... jesteś pasjonatem kolarstwa.

    P.S. NIE MASZ ABSOLUTNIE PRAWA DO OKREŚLANIA, KTO JEST, A KTO NIE, PASJONATEM KOLARSTWA! NIKT GO NIE MA! I TY, TYLKO DLATEGO, ŻE TAK LUBISZ JEŹDZIĆ NA ROZKLEKOTANYM ROWERZE W KIEPSKICH WARUNKACH, TEŻ NIE.

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem tak, bez zbędnego gadania, jest mi Ciebie bardzo żal że jeżdżenie nie sprawia Ci przyjemności, że jest to tylko odbębnianie treningów i satysfakcja że zrobiłeś ten cholerny trening na tym popieprzonym rowerze :)

    Skoro tak cierpicie w kiepskich warunkach to może warto coś zrobić żeby cierpieć mniej i zacząć odczuwać trochę radości że można pojeździć, zwłaszcza w środku zimy :)

    No ale jak chceta cierpcie, ja idę w środę na rower i tak jak wy, będę patrzył na pulsometr, będę pilnował tętna, ale będzie jeszcze jedna rzecz... radość z jazdy.

    Pozdro męczennicy kolarstwa :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W ten sposób pokazałeś, że jednak wciąż nic nie zrozumiałeś.

    OdpowiedzUsuń