Piekło Południa

Kalendarz World Tour ma swoje słynne "Piekło Północy", czyli wyścig Paryż-Roubaix. Kalendarz amatorski w naszym kraju też już chyba ma swoje piekiełko, po tegorocznej edycji Pętli Beskidzkiej z cyklu Dobre Sklepy Rowerowe Road Maraton, chyba z czystym sumieniem mogę ochrzcić go mianem "Piekła Południa".
fot. Katarzyna Bańka
Zapytacie dlaczego piekło ? Ten kto był, zgodzi się pewnie ze mną w stu procentach, absolutnie hardcorowa trasa przypominając MTB na szosie (nie pod względem asfaltów - te były wyśmienite, ale pod względem profilu), co roku totalny upał, do tego bardzo mocna obsada zawodników.

Nie inaczej było w tym roku, prognozy pogody mówiły jasno, że w tym roku wyjątku nie będzie i wszyscy zgodnie będą smażyć się w piekiełku. Na Maratonie "zabijał "w tym upale dystans, na wyścigu po rundach przechodzenie z szybkich zjazdów w ścianki, co dobijało nasze mięśnie.

fot. Barbara Dominiak
Tak czy inaczej na starcie stanęło wielu zmotywowanych zawodników, wśród nich ja - mający ogromne problemy kiedy słupek rtęci pojawia się w okolicy 30 stopni. Nie będę się tu rozpisywał o mojej jeździe, napiszę krótko - Pętli w tym roku nie odczarowałem, dobił mnie mega kurcz po wewnętrznej stronie uda, na tyle skuteczny że prawie 10 minut leżałem sobie w trawie na poboczu ;) Potem postanowiłem zejść z trasy, bo jazda z takim mięśniem to już lekka głupota, a dzień później była przecież czasówka.

Z kronikarskiego obowiązku napiszę, że na krótkim dystansie najlepsi w OPEN okazali się Piotr Tomana oraz  Aleksandra Misterska, natomiast na Maratonie - Marcin Korzeniowski oraz Izabela Sikora.

fot. Katarzyna Bańka
To był bardzo ciężki dzień, po którym chyba wszyscy na mecie mieli serdecznie dość, a zimne piwko wieczorem urastało do roli cudownego lekarstwa ;)

Dzień później, aby kolarze amatorzy mogli poczuć dodatkową dawkę bólu, Wiesiek Legierski zorganizował czasówkę górską typu uphill, roboczo nazwaną przeze mnie "Na Zameczek".
Niby tylko 2,3 km, niby tylko niecałe 200 metrów przewyższenia, ale pojechane na absolutnego maksa potrafi baaaardzo zaboleć.

fot. Barbara Dominiak
Po nieudanej dla mnie sobocie postanowiłem dać z siebie totalnie wszystko na starcie czasówki i to udało mi się zrealizować w 110 procentach. Od startu do mety jechałem jak w transie, dość długo dochodząc do siebie na mecie. Opłaciło się, własny rekord tego podjazdu pobiłem o jakieś 30 sekund, co starczyło na 2 miejsce OPEN :)
Pierwszy był po raz kolejny Piotr Tomana, trzeci - Marek Wojnarowski. Wśród Pań najlepszy czas wykręciły natomiast, w kolejności na podium - Aleksandra Misterska, Katarzyna Polakowska oraz Joanna Szklanny.

Czasówka "Na Zameczek" - podium kat B i podium OPEN jednocześnie
To był weekend, który na długo pozostanie w pamięci kolarzy amatorów, ale tak jest w zasadzie co roku. Pętlę Beskidzką wspomina się z wypiekami na twarzy, ciężko to zrozumieć ale wyścig, który zabiera z Ciebie wszystko co się da, działa jak magnes i po roku wracasz, po raz kolejny walcząc z trasą, przeciwnikami i upałem - taka kolej rzeczy, że w lipcu po prostu trzeba odwiedzić Wisłę ;)

I to, że na mecie mówisz sobie "nigdy więcej" nie ma tu żadnego znaczenia ;)

1 komentarz:

  1. Tym razem podium bez syna? Cenię również to w takich imporezach, że odbywają się one w ciekawych rejonach i można dalszy wyjazd połączyć z rodzinnym weekendem.

    OdpowiedzUsuń