NieLubie CX

Na ten weekend czekałem całą jesień. W momencie kiedy zobaczyłem w kalendarzu PZKol, że odbędą się w mojej okolicy dwa wyścigi przełajowe dzień po dniu, postanowiłem, że przyszedł czas na mój debiut w CX...
Nie trenowałem jakoś specjalnie na tą okazję, po sezonie już bez formy skupiłem się na szlifowaniu techniki i ewentualnie trenowaniu krótkich ale maksymalnych wysiłków, tak bardzo typowych dla rasowych wyścigów CX.


Czekałem, czekałem i się naczekałem... Dawno nie dostałem tak obuchem w łeb, jak w ten weekend.
Trzeba przyznać, że na debiut w wyścigach CX wybrałem sobie "creme de la creme" tego sportu. Fascynujący wyścig w miejscowości, która dziwnym trafem ma idealną nazwę, czyli w Nielubii.
Oczywiście piszę to z ogromną domieszką ironii, to co zastałem na miejscu nie miało chyba z przełajem zbyt wiele wspólnego...

Zacznijmy od początku...
Do Nielubii przyjechałem w sobotę około 9:00, szybkie zapisy, małe spięcie z Panią "od wpłat", bo niby mam płacić podwójne startowe, gdyż jestem niezapisany... hmmm... ale gdzie był jakiś formularz zapisów, bo ja nie znalazłem ? Z resztą Pani też nie potrafiła czegoś takiego mi wskazać...
No dobra, byłem tak nakręcony na start, że to mi nie przeszkodziło. W dodatku na miejscu okazało się, że przyjechał też znajomy, dla którego też był to debiut.
Naoglądaliśmy się wyścigów zagranicznych w TV, oczekiwaliśmy więc widowiskowej rundy, najeżonej technicznymi sekcjami, przeszkodami, ogólnie miał być level hard.

fot. https://www.facebook.com/Konwa-Bike-Leszno
Kiedy wyjechałem na rekonesans rundy myślałem, że pomyliłem drogi... 

Opiszmy może po kolei jak wyglądała fascynująca runda wyścigu przełajowego w Nielubii:
- start
- 200 metrów po trawie z jednym zakrętem
- skręt w lewo na polną drogę z kamieniami (!) i prosta lekko pod górę przez kolejne 1500 metrów
- skręt w lewo i znów polna droga tym razem lekko w dół przez 500 metrów
- skręt w lewo na trawę, gdzie było mnóstwo kompletnie niewidocznych dziur i takim odcinkiem jedziemy 500 metrów
- skręt w lewo i drogą polną z elementami błotnistymi po płaskim terenie 500 metrów
- potem wracamy na tą samą długą prostą, którą jechaliśmy w drugą stronę pod górę (droga przedzielona plastykowymi pachołkami oraz stalowymi prętami wystającymi z ziemi) i tak lekko w dół przez 1000 metrów
- tutaj całkiem hardcorowy skręt na teren stadionu (nie tyle trudny technicznie co bardzo niebezpieczny, z wystającą barierką, błotem i szerokością na jednego zawodnika)
- prosta po trawie z 3 przeszkodami do przeskoczenia
- nawrotka za bramką
- droga po trawie z dwoma zakrętami (tutaj boks serwisowy)
- ostatnia, szutrowa prosta na metę

Tak wyglądała trasa


Szaleństwo prawda ? To bardziej przypominało kryterium na polu, a gdybym się postarał to przekręciłbym to na zwykłej szosówce. Myślę, że większość zawodników z czołówki światowej CX miałoby problemy żeby poradzić sobie z trudnością tej trasy. Wcale nie żartuję, stawiam kratę piwa na to, że połowa z nich skończyłaby wyścig przed czasem z przebitą szytką na ostrych kamieniach...

O tym jak mi poszło nie będę się rozpisywał. Raczej nie byłem przygotowany na równy, mocny wysiłek, a ta trasa właśnie taka była. Zamiast rwanego tempa, które trenowałem było równo i mocno, w dodatku w dużej mierze pod wiatr. Będąc bez normalnej formy nie było szans na dobry występ i tak też się stało, gdy odpadłem od grupki było pozamiatane ;)

Tak czy inaczej, gdyby nie to, że wiem jak wygląda normalna runda CX (taka jest w Zielonej Górze) to już na dobre zraziłbym się do kolarstwa przełajowego. Jeśli ktoś tu przyjechał z drugiego końca Polski, to ma prawo być zawiedziony i to tak konkretnie.

Głównie jednak szykowałem się na niedzielę, wyścig u mnie, blisko domu, w fajnym miejscu. Poznałem dobrze rundę CX w Zielonej Górze. Tutaj duże słowa uznania, bo pomimo iż była za krótka wg. regulaminu PZKol to właśnie tak powinna chyba wyglądać tego typu runda. Schody, podbiegi, zjazdy, podjazdy, wąskie ścieżki, korzenie, piasek, przeszkody i dużo techniki.
Niestety tutejszy organizator chyba bardzo nie lubi Mastersów. Z tego też powodu nie utworzył kategorii, która umożliwiałaby start tej grupy zawodników. Pojawiła się co prawda kategoria Amator, ale jednak wg organizatora Masters nie jest amatorem i prawa startu nie ma. Wyścig przeszedł mi więc koło nosa. To jak bardzo byłem zły pozostawię dla siebie, mamy poniedziałek i już ochłonąłem ale wczoraj przypomniałem sobie chyba wszystkie znane mi przekleństwa.

Na deser wrzucam filmik z rundy CX w Zielonej Górze (bez sekcji z przeszkodami), możecie sobie porównać mniej więcej do tego co opisałem jeśli chodzi o Nielubię, której już na pewno nie polubię ;)






2 komentarze:

  1. warto jeszcze dodac ze sedziów było ze 12 ,a zawodnikow około 70 , ze zapomnieli w regulaminowym czasie zaprosic mastersow na rozdanienie nagrod , ze przeszkody były zrobione z kantowek z ostrymi krawedziami , ONI WIEDZA JAK ZABIC PRZEŁAJ.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na filmie widać, że trasa w Zielonej atrakcyjna ale z takiego terenu da się wycisnąć 100% więcej, poza tym przepisowe 3m szerokości na całej rundzie też olali.
    Na krawędzie band też jest paragraf (5.1.024)

    OdpowiedzUsuń