Domowe zgrupowanie


Calpe, Majorka, Chorwacja, Teneryfa, Gran Canaria, Andaluzja - wszystko to piękne miejsca z super klimatem do wypoczynku, łączy je jeden wspólny mianownik - co roku na wiosnę spotkać tam można całą rzeszę kolarzy amatorów, szykujących nogę na najbliższy sezon.


Ty siedzisz w pracy, oglądasz te wszystkie zdjęcia, zapisy tras ze Stravy wraz z ciekawymi relacjami i delikatnie mówiąc szlag Cię trafia.
Nie tylko dlatego, że Ty musisz, z jakiś konkretnych powodów, pracować, ale też dlatego że zdajesz sobie sprawę, że na starcie sezonu, Twoja forma będzie znacząco odbiegać od tych wszystkich zawodników, którzy wygrzewali kolarską łydę godzinami w ciepłych krajach.




Jednak w ciągu kilku ostatnich lat klimat tak się zmienił, że moim zdaniem wcale nie trzeba nigdzie daleko jechać, wystarczy kilka dni urlopu i sporo chęci oraz samozaparcia - no dobra, tego samozaparcia potrzeba naprawdę sporo.
Możesz zrobić sobie własne, solowe zgrupowanie nigdzie nie wyjeżdżając, śpiąc w tym samym łóżku co zwykle, jedząc w tej samej kuchni i nie mając szoku klimatycznego - możesz zrobić tzw. zgrupowanie domowe, o którym pisałem dość rozlegle już rok temu.
Nie będę więc się dziś powtarzać jak taka zgrupka powinna wyglądać, bo to wszystko jest w tamtym wpisie - zachęcam do lektury.



Jako, że ubiegły sezon zdecydowanie potwierdził, że taka "zgrupka" ma sens, w tym roku postanowiłem to powtórzyć, a nawet ulepszyć. Mogłem to zrobić, bo i tak musiałem wykorzystać zaległe 10 dni urlopu.

Tym razem, po konsultacji z trenerem, postanowiliśmy zrobić to w układzie 7 dni treningu, tydzień normalnej pracy i potem znów 7 dni konkretnej jazdy. Nie planowałem się oszczędzać ale też trzeba pamiętać, że przy dzieciakach i obowiązkach domowych, z których przecież nikt mnie nie zwolni, regeneracja wygląda trochę inaczej.



Z założenia miały to być klasyczne wysiedzeniówki po kilka godzin w siodle, wszystko na spokojnie, w tlenie i tego się mocno trzymałem.
Z pogodą trafiłem doskonale - akurat w tym tygodniu, gdzie wróciłem do pracy było kilkudniowe pogorszenie pogody, a tak warunki do jazdy były bardzo dobre - no może poza porywistym wiatrem, który próbował wybić mi kolarstwo z głowy. Chyba tylko zawodnicy ważący w okolicy 60kg zrozumieją co czułem przy wietrze dochodzącym do 12 m/s...
Codziennie temperatura oscylowała w okolicy 8 stopni i w górę więc wystarczyły nakolanniki i niezawodna, rozgrzewająca maść Sportsbalm aby czuć się komfortowo.



Trasy planowałem tak, aby najpierw katować się pod wiatr, a potem wracać z wiatrem w plecy - przy tak długich dystansach ma to ogromne znaczenie w kontekście zapobiegania ewentualnej bombie.
Odwiedziłem wiele ciekawych miejscówek i nawet niektóre zdjęcia moim zdaniem są fajniejsze niż te wszystkie pokolorowane fotki z Calpe. Jeśli chcecie zobaczyć na mapie, gdzie bywałem odsyłam na mój profil na Stravie.


Kilka osób pytało mnie, po co robię takie długie trasy skoro, z uwagi na problemy zdrowotne, i tak ścigam się raczej na krótkich dystansach. Odpowiedzi są dwie - po pierwsze bo to po prostu lubię ;) Po drugie, taki solidny fundament, pozwala utrzymać dobrą dyspozycję przez cały okrągły sezon, czego potwierdzeniem jest ubiegły rok w moim wykonaniu. Nie istotna jest tutaj długość wyścigów.


Nie chcę Was zarzucać ogromnymi ilościami cyferek, więc ograniczę się tylko do trzech istotnych danych, które pokazują, że lekko nie było:

Zgrupka 1
- dystans: 892 km
- czas: 28h 30min
- TSS: 1540

Zgrupka 2
- dystans: 965 km
- czas: 29h 15min
- TSS: 1570



Generalnie jestem trochę w szoku jak mój organizm zareagował na tak konkretny bodziec - w pozytywnym szoku. Zauważyłem, że z czasem zacząłem się adaptować do tego rodzaju wysiłku i  po kolejnych treningach, przy narastającym zmęczeniu, zamiast gorzej, czułem się z czasem coraz lepiej. Dodatkowo, na sam koniec zaliczyłem ustawkę i nie miałem większych problemów przy szybkiej, mocnej jeździe przez dwie godziny ze średnią 41,7 km/h - a przecież nie trenowałem jeszcze żadnych beztlenów czy jazd w okolicy FTP.
 


Podsumowując, zbudowałem bardzo solidny fundament pod formę na 2019 rok, teraz trzeba jednak zabrać się do specjalistycznej pracy, tak aby na tym fundamencie powstał solidny, wysoki wieżowiec, a nie rozpadająca się szopa z drewna ;)






2 komentarze:

  1. Przede wszystkim jest to wersja zdecydowanie ekonomiczna ;-) gorzej jak złapie sie choróbsko ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze to najczęściej łapie się infekcje właśnie po powrocie ze zgrupowania w ciepłych krajach - szok termiczny często powoduje przeziębienie - to tak z własnego doświadczenia oraz obserwacji kolegów :)

      Usuń