Fajne ściganie w Szklarskiej Porębie

Jakiś czas temu pisałem o wyścigu organizowanym w Szklarskiej Porębie - Klasyku Szklarskim. Wyścig przeszedł już do historii, a że brałem w nim udział to postanowiłem skrobnąć parę zdań o całej imprezie.


Nie wiedziałem za bardzo czego się spodziewać i jak się nastrajać na ten wyścig (nie licząc oczywiście nastawienia na walkę, bo to musi być zawsze), niby góry, a jednak z profilu wynikało, że nie będzie żadnych trudnych podjazdów i może być szybko. W dodatku meta po zjeździe nie stawiała mnie na dobrej pozycji.
Zakręt Śmierci
Przyznam, że trochę czasu straciłem oglądając dokładnie profil wysokościowy i sprawdzając poszczególne miejsca na Street View oraz segmenty na Stravie. Chciałem powalczyć, a z uwagi na "dziwną" końcówkę trzeba było dobrać odpowiednią taktykę. Jak to wyszło w praniu ? Całkiem nieźle, ale może od początku.

W niedzielę rano przyjazd do Szklarskiej i już widać wszędzie masę kolarzy, odbywał się tu słynny Bike Week, więc nie mogło być inaczej. O dziwo nie było problemów z miejscem na parkingu (ale też nie przyjechałem na ostatnią chwilę).
Szybkie załatwianie formalności, przebranie się, uszykowanie roweru i już lecę na rozgrzewkę. Spotykam kilku znajomych, a czas mija tak szybko że w zasadzie po chwili już stoję w sektorze startowym i czekam na start. Okazuje się, że na początku jest start honorowy przez miasto i dopiero pod stadionem ruszamy startem ostrym, dodatkowo organizator decyduje się na start w kategoriach wiekowych (z uwagi na dużą ilość kolarzy). Decyzja moim zdaniem dobra, aczkolwiek nie ma wtedy za bardzo sensu robić już klasyfikacji OPEN.


Nie mija chwila i już ruszamy spod stadionu, na dzień dobry dość ostry ale krótki podjazd na Zakręt Śmierci. Idzie od razu mocne tempo, bardzo szybko zaczynamy mijać ludzi z M2, na szczycie z naszej kategorii jesteśmy w czterech - to już miałem jakieś rozeznanie z kim przyjdzie mi dziś walczyć ;)

Przed nami dłuuugi zjazd aż do Świeradowa Zdroju, jak się można było spodziewać wszystkie małe grupki łączą się w całość, w pewnej chwili z przodu widzimy już pierwszą grupę w M2 ale tak jakoś wyszło, że odpuszczamy nie chcąc się z nimi połączyć (nie wiedzieliśmy, że będzie klasyfikacja OPEN :P

Kolejne z Zakrętu Śmierci (fot. Kasia Lorenc)
Za Świeradowem wjeżdżamy na rundę, tutaj zgodnie z moimi przewidywaniami kilka osób próbuje skoków ale układ trasy nie za bardzo pozwala na jakiekolwiek samotne akcje, wszystko jest kasowane, a podjazdy są na tyle krótkie że ciężko zrobić większą przewagę czy pourywać znaczną część grupy. Tą część jadę w miarę spokojnie trzymając się z przodu grupki (póki co, założona przeze mnie, taktyka realizowana jest w stu procentach).

Cała runda mija bardzo szybko, warto tutaj wspomnieć, że jest dość malowniczo, ładne asfalty w połączeniu z widokami na Góry Izerskie tworzą idealną mieszankę do ścigania.

Przed nami ostatnie, decydujące o losach wyścigu, kilometry. W naszej sporej grupie już widać, że każdy ma w głowie te same myśli. Pilnuję osób, które uważam za groźne i jadę oczywiście z przodu. Zaczyna się długi ale bardzo spokojny, jeśli chodzi o nachylenie, podjazd. To co w drugą stronę szybko zjechaliśmy, teraz trzeba było podjechać.

Najpierw robię małą akcję zaczepną żeby zobaczyć kto zareaguje, dwie osoby dołączają ale z tyłu tempo jest na tyle duże że warto jeszcze poczekać.
Kiedy już droga idzie tylko w górę tempo się zwiększa, atakuje dwóch zawodników, nie wiem czemu ale nie siadam im na koło, słabszy moment, chwila zawahania i w ten sposób dwójka odjeżdża.
Zaczynam zwiększać tempo ale nikt nie chce za bardzo współpracować, jak tylko schodzę ze zmiany tempo siada.
Postanawiam nie kalkulować i pojechać bardzo mocno na czele grupy, jak dowiozę na szczyt sporą grupkę jestem przegrany ale jak nie spróbuję to też nic mi to nie da, bo na zjeździe mocny nie będę.

Ucieczka z Gracjanem Krzemińskim (fot. Kasia Lorenc)
W ten sposób zrzucam dwie zębatki niżej na kasecie, wychodzę na czoło i nadaję mocne tempo, z każdym kilometrem widzę, że grupa się mocno naciąga i z tyłu zawodnicy mają problemy. Dokręcam jeszcze mocniej i po chwili widzę, że na kole siedzi już tylko Gracjan Krzemiński z Mitsubishi Materials, To podziałało jak woda na młyn, jeszcze zwiększam tempo, nie patrze na puls i kontynuujemy z Gracjanem odjazd. Cel jest jeden - zrobić jak największą przewagę przed bardzo długim wypłaszczeniem, gdzie dużej grupie łatwiej będzie nas gonić.
Z przodu widać uciekającą dwójkę, która kręci naszym tempem (szkoda, że mnie tam nie ma :/

Na wypłaszczeniu zgodnie współpracujemy z Gracjanem dając mocne zmiany, z tyłu powoli widać grupę wygłodniałych wilków, która chce nas dojść i dobić. Jadę na 100 procent, nie ma co kalkulować, droga ciągnie się w nieskończoność. W głowie tylko nadzieja, że za kolejnym zakrętem będzie już słynny Zakręt Śmierci i zjazd do mety. Dawno już żadna szosa mi się tak nie dłużyła ;)

Udaje się, jesteśmy na szczycie, pracowałem tak mocno, że niestety na zakręcie nie jestem w stanie odpowiedzieć na spodziewany atak Gracjana. Zjeżdżamy w dół, między nami jakieś 50 metrów różnicy, dawno już się tak nie zaginałem na zjeździe ale wiedziałem, że tylko tak dowiozę czwarte miejsce. Puls szaleje, licznik też ale ostatecznie wjeżdżam na metę usytuowaną na stadionie na czwartym miejscu tracąc 8 sekund do pudła.
Jestem zadowolony ale i trochę zły, że odpuściłem wcześniejszy odjazd dwójki zawodników, bo wiem, że spokojnie mogłem się z nimi zabrać.


Podsumowując - bardzo udany występ na bardzo fajnym i szybkim wyścigu. Miał to być raczej start treningowy, bo ważniejsze cele wciąż przede mną ale oczywiście chciałem powalczyć. Udało się zrobić szerokie podium i to cieszy, zabrakło mi jakiegoś fajnego, ostrzejszego podjazdu ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma ;)
Meta na zjeździe to pomysł raczej średni (szczególnie tak usytuowana jak w niedzielę) ale wiem od organizatora, że miało być zupełnie inaczej, a taką sytuację wymusiły remonty dróg. Za rok powinno być już zatem lepiej ;)

Całą imprezę oceniam bardzo dobrze, nie było problemów z zabezpieczeniem. Fajna, szybka trasa po dobrych asfaltach i ze świetnymi widokami. Jeden mały zgrzyt był w Świeradowie, gdzie przed naszą grupę nagle zza zakrętu wyjechało auto. Z uwagi na start grupami wiekowymi samochód zabezpieczając wyścig jechał tylko przed grupą M2.


Do zobaczenia za rok !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz