O kurcze, mam (s)Kurcze...

Właśnie jedziesz jeden z ostatnich podjazdów w wyścigu. Kręcisz w kilkuosobowej czołówce, wiesz że masz bardzo dobry finisz i już w głowie rozmyślasz sobie plan taktyczny na ostatnie kilometry, a nawet metry. Czujesz się bardzo dobrze, nogi kręcą tak jak trzeba, oddechowo i krążeniowo jest lepiej niż dobrze. Czujesz, że to jest Twój dzień, że to właśnie Ty możesz za chwilę cieszyć się z najwyższego miejsca na podium...

I nagle, nie wiadomo skąd, pojawia się ON... Skręca Twoje mięśnie, nie pozwala Ci dalej kręcić, musisz się zatrzymać, spadasz z roweru, bo nie możesz ustać – tak, to właśnie popularny skurcz, a raczej kurcz mięśnia.
Taka sytuacja jak powyżej spotkała mnie kilkukrotnie, niestety bolesne kurcze mięśniowe potrafią nieźle człowieka dobić psychicznie i fizycznie, do tego stopnia, że w głowie potrafią pojawić się nawet myśli o zakończeniu „kariery”.

Tatra Road Race - kolejny wyścig przegrany przez skurcze na ostatnim podjeździe...
Przez to wszystko przechodziłem w zeszłym sezonie, odpuściłem sobie na jakiś czas ściganie i postanowiłem zmierzyć się z tym problemem. Jako, że dostałem od Was sporo wiadomości, w których pisaliście że macie tak samo, postaram się opisać moją walkę z kurczami dać Wam jakieś rady.
Niestety wszystkie artykuły, które znalazłem w internecie i większość lekarzy mi nie pomogło, wszędzie słyszałem i czytałem żeby brać magnez i potas, w zagranicznych artykułach z kolei potrafiłem nawet wyczytać żeby pić ocet z ogórków. Wierzcie mi, że próbowałem wszystkiego :)

Nie będę tu pisać czym jest kurcz mięśnia, takich stricte fizjologicznych rzeczy, bo to można sobie spokojnie wygooglować. W necie aż roi się od różnych opracowań na ten temat. Oczywiście nie znajdziecie jednej jasnej informacji jak temu przeciwdziałać, w zamian za to znajdziecie milion pięćset, sto dziewięćset różnych pomysłów jak zwalczać kurcze, od tych standardowych, do najbardziej bzdurnych - przerobiłem tego sporo :)

fot: http://www.ilovebicycling.com
W moim przypadku problem narastał latami, teraz wiem na 90% co było tego przyczyną i mogę być zły tylko na siebie. Niestety fakt, że mam problemy z tarczycą trochę zamydlił mi oczy i wszystko zwalałem właśnie na ten biedny organ ;) Jak się okazuje, owszem - gorzej mi się jeździ w upale, jestem bardziej podatny na złą gospodarkę minerałami i w efekcie na kurcze mięśni, ale to nie to było ogniwem zapalnym całej tej paskudnej układanki.
Żeby tego wszystkiego, na codzień zaczął mi się pojawiać tzw. syndrom łagodnych fascykulacji.

Już w poprzednich latach potrafiły pojawiać mi się kurcze ale raczej po długim ściganiu i zazwyczaj w wyniku złego odżywiania/nawadniania. W 2017 nastąpiła kulminacja i w pewnym momencie doszło do tego, że równo po 90 minutach ostrego ścigania dopadały mnie dotkliwe kurcze, kończące moją zabawę na wyścigu.
Z czym to porównać ? To tak jak byś był małym dzieckiem, budował cały dzień wielki zamek z piasku z cała gamą pasjonujących detali, po czym nagle przychodzi wielka fala i wszystko niszczy.

fot. http://content.bikeroar.com
Tak jak pisałem wcześniej, postanowiłem zająć się tym problemem bardzo dokładnie, odwiedziłem kilku lekarzy, zrobiłem sporo badań. Niestety z każdym kolejnym badaniem byłem jeszcze dalej diagnozy. Doszło do tego, że czekałem na wyniki i miałem nadzieję, że pokażą jakieś odbiegi od normy, bo dzięki temu miałby jakiś punkt zaczepienia. 

Opiszę może po kolei, co robiłem i co sami powinniście również posprawdzać jeśli macie podobne problemy.

1. Wizyta u lekarza rodzinnego

To podstawa, diagnozy tu nie dostaniecie. Jak lekarz jest słaby to nawet nie będzie chciał Wam dać skierowań na dalsze badania, tylko zapisze jakiś magnez i powie żebyście odpoczęli.
Moja rada – mówcie, że kurcze występują nagle, w pracy, w szkole, w domu  i bardzo Wam przeszkadzają w życiu codziennym. Na tym etapie nie mówcie, że się ścigacie i trenujecie :)

Tak czy inaczej, plan minimum do dostać skierowanie na badanie krwi, gdzie będzie:
- morfologia
- magnez
- żelazo
- potas
- sód
- TSH (hormon tarczycy)

Jeśli tu wyjdzie Wam jakiś niedobór pierwiastków, zazwyczaj wystarczy zmienić dietę lub wspomóc się suplementami i to powinno pomóc.
Jeśli TSH wyjdzie sporo poza normą, konieczna będzie wizyta u endokrynologa i dalsze diagnozy specjalistyczne. Uwierzcie mi, tarczyca odpowiedzialna jest za tak wiele działań organizmu, że nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy.
Tak czy inaczej badania warto dokładnie przestudiować z pomocą dobrego lekarza, może to być lekarz sportowy.


Na tym etapie wszystkie badania wyszły mi prawidłowo, udałem się więc po raz kolejny do lekarza rodzinnego z wynikami i dostałem skierowanie do neurologa.

2. Wizyta u neurologa

Poszedłem, zostałem popukany młoteczkiem, zbadany organoleptycznie., całkiem długi wywiad lekarski. Oczywiście wszystko w porządku, dostałem jednak skierowanie na badanie EMG.

3. Badanie EMG

Bałem się trochę tego badania po uprzedniej lekturze w internecie. Jest to bardzo nieprzyjemna rzecz, nakłuwanie cienką igłą, puszczanie prądów przez mięsień itd. Tu również wyniki wyszły prawidłowo (lekarka które mi je robiła powiedziała żebym się cieszył, bo jak tu wychodzą nieprawidłowości to już jest bardzo źle ;)

Po tym badaniu trochę się poddałem. Jeśli krew jest OK, układ nerwowo-mięśniowy również to, gdzie szukać punktów zaczepienia ?!

Zacząłem wgłębiać się w lekturę artykułów zagranicznych. Znajomy lekarz wskazał mi kierunek, który okazał się chyba przełomowy. Doradził mi, żeby pójść w kierunku powięzi itp.
Poczytałem, trochę różnych rozmów z mądrzejszymi ode mnie i wstępna diagnoza – coś w rodzaju ciasnoty powięziowej. W największym skrócie - podczas wyścigu przyspiesza krążenie, powięzi są tak ciasne i spięte, że nie dają miejsca na swobodny przepływ krwi, pojawia się ucisk na nerwy itd, w ogólnym rozrachunku mięsień reaguje kurczem. Wydaje się proste prawda ?

Kto jest winien ? Najprościej byłoby napisać, że budowa mojego ciała ale niestety to nie do końca prawda. Sam jestem sobie winien, bo lata ciężkich treningów nie szły w parze z rozciąganiem i rolowaniem. Krótko mówiąc, na własne życzenie zajechałem sobie mięśnie. Wszystko miałem pospinane, pozrastane i generalnie w fatalnym stanie.

fot. https://cdn-cyclingtips.pressidium.com
Od czerwca rozpocząłem intensywne rolowanie i rozciąganie. W zasadzie robię to codziennie, wspomagam się rolką, specjalnymi kuleczkami oraz taśmami vodoo-floss.
Czy są efekty ? We wrześniu przejechałem w mocnym tempie krótki dystans Tatry Tour, gdzie byłem drugi OPEN, kurcze się nie pojawiły pomimo iż wyścig trwał równe dwie godziny – chyba jest więc lepiej. Przez zimę kontynuowałem rolowanie i rozciąganie, jakie przyniesie to efekty w sezonie 2017 nie wiem – mam nadzieję że będę mógł spokojnie się ścigać i nie bać się, że na kilka kilometrów przed metą zabawa dla mnie się skończy.
Zdecydowanie najlepszą opcją w moim przypadku byłyby systematyczne wizyty u fizjoterapeuty, ale niestety brak środków finansowych i zwyczajnie czasu zmusza mnie do radzenia sobie samemu.

Oczywiście wciąż muszę pamiętać o odpowiedniej suplementacji, odżywianiu i nawadnianiu. To jest absolutna podstawa.

Mam nadzieję, że ten artykuł był choć trochę pomocny i nie jednemu z Was otworzy oczy na istotę rozciągania w treningu kolarskim. Róbcie to, dopóki nie jest za późno !!

6 komentarzy:

  1. W temacie magnezu ... to dawki przyjmowane przez układ pokarmowy są wchłaniane w stopniu minimalnym. Magnez najlepiej wchłania się poprzez skórę... polecam kupić czysty magnez, wymieszać z wodą w stężeniu minimum 25% i kilka razy dziennie poprzez atomizer spryskać grubą skórę ... przykładowo na nogach.
    Daje to znacznie lepsze efekty od stosowania doustnego.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co za bzdety. skora to nie gabka zeby ci wchlaniala.
      Przez skore tez pijesz wode? :)

      Usuń
  2. No niestety, skutecznej metody doraźnej na finiszu nie ma, trzeba po prostu dbać o odpowiednią gospodarkę elektrolitową przez cały czas:) Dieta i porządny rest obowiązkowo!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. To że szanowny pan na tyle lat i kilometrów odkrył że należy się systematycznie rozciągać i rolować, to nie wiem jak to nazwać :-)
    No ale lepiej późno niż wcale, powiedziałą bacia spóźniając się na pociąg

    OdpowiedzUsuń
  4. Super blog! Też bardzo lubię jazdę na rowerze, ale zawsze staram sie rozciągać aby lepiej się czuć. Najbardziej podoba mi sie w tym sporcie to, że człowiek czuje sie wolny gdyż może pojechać gdzie chce. Wystarczy odpowiedni rower, odzież no i dobre skarpety, żeby stopy się nie pociły. I można śmiało ruszać przed siebie.

    OdpowiedzUsuń