Ja jednak jestem tym, który właśnie solidnie odpoczął od roweru i zarówno myślami, jak i podejściem do treningu jest już w sezonie 2016.
Generalnie pogoda jest teraz taka, że na sam fakt wyjścia na szosę jaram się jak pchła na widok setera irlandzkiego. To nic, że kompletnie nie mam formy, że na podjazdach, na których w sezonie zaginałem czasoprzestrzeń i zdobywałem kolejne KOMy, teraz po prostu zdycham. Puls przy zwykłej jeździe pod górę odwiedza poziomy, które w sezonie zarezerwowane są dla tempówek i interwałów. Na wskazania Powertapa w zasadzie wolę nie patrzeć, bo ciągle się zastanawiam, czy aby na pewno jest on dobrze skalibrowany :)
Taki właśnie jest ten listopad, do sezonu jeszcze daleko więc trzeba się mocno motywować do konkretnej pracy na treningach. Na całe szczęście pogoda w tym roku bardzo pomaga, bo jak tu nie wyjść na rower, jak za oknem pełne słoneczko i kilkanaście stopni.
Tegoroczny listopad dał nam wiele możliwości odbycia przejażdżek (głownie spacerowych) w pięknych okolicznościach przyrody. Nawet temperatury były korzystne pamiętając jak kilka lat temu 11 listopada jeździliśmy z ekipą góralami po sniegu... Teraz czas już wreszcie na odstawienie sprzętu przynajmniej do nowego roku. A grudzień to czas na przybranie kilku kilogramów, wszak okazji w tym miesiącu nie brakuje...
OdpowiedzUsuń