Monte Zoncolan

Dla nas kolarzy, istnieją pewne słowa, które mają magiczne znaczenie, przy których od razu pobudza się nasza wyobraźnia, nazwy które nic nie znaczą dla przeciętnego Kowalskiego, jednak dla nas są po prostu magiczne… Jednym z takich słów jest Zoncolan – prawda że od razu Twoje myśli powędrowały w jedynym słusznym kierunku ? Nie wiem jak Ty, ale ja od razu widzę Giro d’Italia i niewyobrażalną walkę na podjeździe.
fot: http://img.skysports.com
Jako, że w tym roku ten legendarny podjazd wraca na trasy wyścigu dookoła Włoch to jest okazja stworzenia krótkiej wizytówki.

Chyba najlepszym dowodem na to jak ciężki jest to podjazd jest fakt, iż do roku 2003 był uważany za zbyt ciężki aby puścić tamtędy wyścig i chyba śmiało można ochrzcić go mianem najtrudniejszej szosy w Europie.

Najpierw kilka danych czysto statystycznych:
długość:  10,1 km
przewyższenie:  1203 m
najniższy punkt: start w Ovaro – 530 m n.p.m.
najwyższy punkt:  meta na Monte Zoncolan – 1730 m n.p.m.
średnie nachylenie: 11,9%
maksymalne nachylenie: 22%

Jak widać jest to hardcore pisany przez duże H, dla porównania, nasz najcięższy podjazd w Polsce, czyli Przełęcz Karkonoska ma 12 kilometrów ze średnim nachyleniem 7,2%. Oczywiście w Karkonoszach najcięższe są ostatnie 2 km, gdzie nachylenie trzyma się mniej więcej na poziomie 15-20%. Nie trzeba być Einsteinem żeby dojść do wniosku, ze Zoncolan to 10 km które trudnością są podobne jak te 2km na Karkonoskiej – każdy więc kto wjeżdżał na słynne Odrodzenie w Karkonoszach może sobie wyobrazić skalę trudności Monte Zoncolan.

Zazwyczaj na zdjęciach nie widać realnego nachylenia, o tym chyba wie każdy kto robił sobie fotki na górskich szosach. Przeżywamy katusze walcząc z potwornym nachyleniem, robimy zdjęcia, wracamy do domu, patrzymy na fotografie, a tam szosa wygląda jakby tylko lekko wznosiła się w górę. Z Zoncolanem jest inaczej, a na dowód zamieszczam dwie fotki znalezione w sieci:
fot. www.perso.wanadoo.es
źródło: www.magneticjunction.com
Prawda, że robi wrażenie ? W zasadzie kiedy ruszymy w Ovaro, można tylko przez moment rozgrzać nogi i już po chwili zaczyna się konkretne nachylenie. W pewnym momencie dojeżdża się do wymownej bramy z napisem „La porta per l'inferno", co oznacza po prostu Wrota Piekieł i od tego momentu zaczyna się rzeźnia oraz przeklinanie na wszystko dookoła, że nie mamy większego zakresu przełożeń w rowerze ;)

Nie ma mowy o wjeździe z „normalną” kadencją, cały czas tylko prawa-lewa i bardzo wolne połykanie kolejnych metrów. W zasadzie w głowie siedzi tylko myśl „co za kretyn puścił tędy szosę”, ale to właśnie dzięki niemu w tym roku będziemy mieli na Giro prawdziwą kolarska ucztę ;)

Lekko wypłaszcza się dopiero pod koniec, ale żeby emocje trzymały do samego szczytu mamy też długie ciemne tunele, w których w zasadzie nic nie widać. Aby zrozumieć jak bardzo niekomfortowe jest kręcenie w takich ciemnościach trzeba to po prostu przeżyć.
I ten moment wjazdu na szczyt, po tak ciężkim wysiłku uczucie jest bezcenne, w dodatku potęgowane przez niezwykłe widoki, takie panoramy smakują szczególnie.
Wrota Piekieł (fot. digiphotostatic.libero.it)
Tunel (fot. www.bestbikingroads.pl)
Szczyt (fot. www.ingam.com)
Każdy kto kocha jazdę w górach i pokonywanie własnych słabości powinien spróbować wjechać na Monte Zoncolan. Sprawa jest oczywiście utrudniona, bo z Polski blisko nie jest, w dodatku trzeba też trafić na dobre warunki pogodowe (zjazd w deszczu przy takim nachyleniu to iście diabelski pomysł).

No i pozycja wręcz obowiązkowa – 31 maja zasiadamy przed TV i pasjonujemy się walką zawodowców na tym niezwykłym wzniesieniu. Mamy komu kibicować, wydaje się, że wycieniowany do granic rozsądku Rafał Majka jest wręcz stworzony na takie nachylenia. Czy tak jest w rzeczywistości okaże się już w ostatnią sobotę maja. Niewątpliwie smaczku dodaje fakt, że w zasadzie na tym etapie rozstrzygną się losy całego wyścigu więc można liczyć na brak pasywnej jazdy i ostrą walkę do upadłego.

A w ramach rozgrzewki zachęcam do obejrzenia zwycięstwa Ivana Basso w 2010 roku, myślę że spalony silnik motorów w kolumnie wyścigu jest najlepszym dowodem na skalę trudności tego podjazdu.


I kilka zdjęć jak wygląda Monte Zoncolan podczas Giro d'Italia (nie trudno się domyslić, że miejsce jest megnesem dla kibiców):

cyclingtips.com.au
cyclingtips.com.au
farm4.static.flickr.com
I obowiązkowo cały podjazd na Google Street View:


Wyświetl większą mapę

4 komentarze:

  1. Przyszło mi w 2011 roku przekroczyć wrota piekieł. Oryginalny nie będę i potwierdzę diabelskość podjazdu. Niby wiadomo że bedzie ekstremalnie cięzko, ale rzeczywistość to inna sprawa. Po przekroczeniu bramy z napisem powitania w piekle wrzucasz na co tam masz najmiększe-ja miałem 34/25 i przepychasz. Długa prosta, na końcu wiesz że bedzie zakręt, tego sie trzymasz. Juz dojeżdżasz- ulga, ale tylko do momentu gdy przd toba nie wyłania sie kolejna prosta.Na poszczególnych zakrętach sa znaki z wizerunkami tuzów kolarstwa z oznaczeniem aktualnie przejechanego dystansu podjazdu. ja wiedziałem tylko że po Indurainie będzie "z górki" I rzeczywiście.Ciemne tunele z kapiącą powałą i 10% nachyleniem to rzeczywiście już z górki.wjazd na szczyt to naprawdę frajda i kwintesencja tego co przezywa amator gdy pokonał coś trudnego.
    Polecam ładować tam akumulatory i ćwiczyć własna psychikę.
    A co do zjazdu, to na mokro musi być ekstermalny. Ja na szczęście miałem słońce.Puszczenie klamek to był odlot rakietowy.I dobra rada-uwaga na obręcze aluminiowe-mozna sie poparzyć
    Pozdrawiam Bartek

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pokonałem trasę z Ovaro do Sutrio na sprzęcie trekingowym z przyczepką. La porta dell ‘Inferno przejechałem 27.06.2014. https://www.facebook.com/narowerze12

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak naprawdę trudność tego podjazdu zależy od przełożeń. Dlatego jest tak ciężki na typowym szosowym sprzęcie, bo szosowe przełożenia zwyczajnie się na niego nie nadają, strasznie obciążają mięśnie, bo trzeba jechać bardzo siłowo. Na typowej szosówce z szosowymi przełożeniami - to trochę sztuka dla sztuki,
    jadąc na rowerze MTB - podejrzewam, że wiele osób byłoby to w stanie zrobić szybciej niż męcząc się na szosówce.

    Osobiście byłem na Zoncolanie, jest to bardzo ciężki podjazd, ale przy legendarnej Maldze Palazzo - to małe piwo, tam się zdycha i na przełożeniach MTB, trzeba wielokrotnie stawać, bo przy przewyższeniu 1200m średnie nachylenie wynosi ponad 17%! A do tego do ok. 800m jest średnio ponad 20%, a maksy na prostej po 32-35%, na wirażach po 45%. A takie nachylenie momentalnie wycina, tutaj parę zdjęć z podjazdu:
    https://picasaweb.google.com/112049258709272112752/BalkAlpin2009?noredirect=1#5401702869289402466

    (kawałek dalej w galerii jest też zaliczony na tym samym wyjeździe Zoncolan)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wilk, widzę że po Dolomitach śmigałeś częściowo po tych samych drogach co ja :)
    http://trzymajkolo.blogspot.com/2013/06/tryptyk-w-dolomitach-czyli-prawdziwy.html

    OdpowiedzUsuń