Dzień przed startem

Jesteśmy w trakcie sezonu startowego, do którego przygotowywaliśmy się całą zimę, kolejne cykle treningowe miały spowodować, że właśnie teraz powinniśmy być w dobrej formie. I jeśli przepracowaliśmy ten okres rzetelnie i systematycznie to tak właśnie jest. Ale co zrobić, aby trafić jeszcze z dyspozycją dnia i właśnie podczas konkretnego startu być przygotowanym na 100% ?

No właśnie, jakby była jedna gotowa odpowiedź to byłoby za proste. Kluczowe stają się to ostatnie dni przed samym wyścigiem, a moim zdaniem najbardziej kluczowy jest dzień poprzedzający start. Można tu popełnić bardzo dużo błędów, które od razu odzwierciedlą się na wyniku.

Od razu trzeba sobie powiedzieć, że podejść do tematu jest co najmniej kilka i nie ma jednej prostej recepty, która podziała na każdego. Ja dziś przedstawię kilka sposobów, aby znaleźć ten swój jedyny po prostu trzeba przetestować kilka i wybrać ten najlepszy. Ja tak zrobiłem i mogę śmiało powiedzieć co na mnie najlepiej działa, a co jest wręcz zabójcze.

No to na początek sposób który u mnie sprawdza się najlepiej. Jeśli start jest w sobotę, to w czwartek robię sobie wolne, sprawdzam wtedy dokładnie sprzęt, jeśli wyścig jest w górach to muszę wyjechać w piątek, więc jest to też idealny dzień na pakowanie i załatwianie potrzebnych spraw. W piątek jadę już na miejsce, gdzie mam start i koniecznie muszę zrobić tzw. wprowadzenie. Jest to specyficzny rodzaj treningu, który bezpośrednio przygotowuje do wyścigu. Tutaj też każdy musi znaleźć swój złoty środek, jedni nie mogą się zbytnio zmęczyć, inni wręcz odwrotnie. Ja robię trening czasem nawet do 2h, wszystko raczej lekko z kilkoma mocnymi akcentami aż poczuję pieczenie w nogach – to znak żeby przestać. Ważne jest dla mnie zrobienie podjazdów, które będą na trasie wyścigu – oczywiście nie wszystkich, ale poznanie np. ostatniej góry przed metą lub pierwszej po starcie jest kluczowe.
Takie „piątkowe pobudzenie” powoduje, że w sobotę na starcie nogi mam świeże, ale i odpowiednio pobudzone i gotowe do wspinania się na wyżyny swoich możliwości.

Innym sposobem jest zrobienie sobie zupełnie wolnego w piątek i ostatni trening zaliczyć w czwartek. Dla mnie to jest fatalna opcja, na wyścigu potrzebuję dużo czasu żeby wejść w odpowiednie obroty. Jeśli start jest w górach i zaczyna się podjazdem to można go już przegrać na pierwszych kilometrach. No ale znam osoby, które robiąc sobie wolne w dzień przed startem, na wyścigu dają czadu od samego startu.

Można też w ogóle nie robić sobie wolnego, czyli jeździć i w czwartek i w piątek. Ale wtedy trzeba uważać, żeby nie przesadzić i mieć cały czas świeżość. Oczywiście nie mówię tu o startach kontrolnych, które są np. zaplanowane jako zakończenie jakiegoś mikrocyklu, bo to już inna bajka. Tutaj przyjmuję, że ten start jest dla nas ważny i do niego się częściowo przygotowywaliśmy.

Oczywiście na dzień przed wyścigiem trzeba pamiętać też o innych kwestiach, nie związanych bezpośrednio z treningiem:
  • odżywianie (trzeba się dobrze i mądrze najeść, żeby nie zabrakło nam „paliwa” do jazdy, ostatni posiłek trzeba zjeść tak na 2-3 godziny przed snem)
  • suplementacja (jeśli mamy problemy z kurczami itp. to trzeba pamiętać o wszelkich witaminach, magniezie, potasie itp.)
  • nawodnienie (dużo pijemy, ale też bez przesady, bo możemy zadziałać odwrotnie niż chcemy, czyli wypłukać z siebie większość mikroelementów)
  • sprzęt (nie robimy żadnych zmian w sprzęcie na dzień przed startem, w zasadzie jeśli w piątek robimy wprowadzenie powinniśmy je zrobić na identycznej konfiguracji na jakiej będziemy się ścigać, czyli jak mamy koła startowe to jedziemy na nich wprowadzenie żeby sprawdzić czy wszystko jest z nimi ok itd...)
  • przygotowanie taktyczne (jak już mamy nogę jak Contador i chcemy wygrać to warto prześledzić dokładnie mapę trasy, podjazdy, zjazdy, miejsca gdzie można zaatakować itd...)
  • relaks (wieczorem to już się trzeba zrelaksować, obejrzeć coś fajnego w TV)
  • sen (długi sen zawsze jest wręcz pożądany, jak się nie wyśpisz to na wyścigu będzie płacz)

Jak widać jest kilka cegiełek, które trzeba sobie samemu poukładać. Jedno jest pewne – warto przetestować różne opcje i znaleźć tą, która na nas zadziała najlepiej, a potem się tego trzymać. Dzień przed startem to przecież również swego rodzaju rytuał.


A Wy jakie macie sposoby na dzień przedstartowy ?

1 komentarz: