Tour de Pologne Amatorów... nie ma co
ukrywać, w szosowym kolarskim światku amatorów zdecydowanie
najbardziej medialna impreza w Polsce. Dzięki temu z roku na rok
mamy tu rekordy frekwencji oraz bardzo wysoki poziom.
www.tourdepologneamatorów.pl |
Trzeba przyznać, że start po trasie,
po której kilka godzin później siódme poty wylewają zawodowcy,
wśród tłumów kibiców i przy zamkniętej trasie dają jedyne w
swoim rodzaju przeżycie i to działa na nas jak magnes. Chyba nie
przesadzę jak powiem, że każdy kto jeszcze nie startował, ma
gdzieś z tyłu głowy aby to w końcu zrobić. No właśnie, trzeba
podkreślić słowa „każdy kto jeszcze nie startował” - bowiem
dzieją się z tą imprezą rzeczy bardzo niepokojące i wygląda to
na równię pochyłą...
Startowałem w roku 2011 i 2013, znam
relację wielu znajomych i niestety wyłania się z tego wszystkiego
niezbyt korzystny obraz imprezy, która ma predyspozycje na
najbardziej prestiżowy wyścig dla amatorów w naszym kraju, a
zamienia się w dziwny twór, któremu pewnie bliżej do rajdu...
Postanowiłem wyliczyć 7 grzechów
głównych TdP Amatorów, które zaobserwowałem w tym roku i które,
mam nadzieję, zostaną poprawione.
- Koszt wpisowegoDla mnie to w ogóle absurdalna kwota – 120 zł i 140 zł (w przypadku płatności na miejscu). Jeszcze do niedawna sobie to tłumaczyłem, że przecież idzie to na szczytny cel, czyli fundację „A Kogo ?” Ewy Błaszczyk. Tyle, że pojawiła się oficjalna informacja, że z wpisowego na ten cel przeznaczone jest 10 zł.No i tu się rodzi pytanie, co zresztą całej tej kasy ? Organizacja jest przecież połączona z organizacją właściwego Tour de Pologne, trasy i tak są zamknięte i obstawione... Nie lubię nikomu zaglądać w kieszeń, ale na naszą polską rzeczywistość te 120 zł to zdecydowanie za dużo...
- Bufet na mecieTo już określam jako skandal, zjeżdżam do bufetu po wyścigu, jest gorąco, chce mi się pić – bidony już puste. Zjeżdżam z „medalikiem” na szyi i numerem na kierownicy. Niestety okazuje się, że zgubiłem żeton na bufet. Panie które to wszystko obsługiwały nie dały mi nawet małej butelki wody, usłyszałem tylko bezduszne „nie ma żetonu, nie ma wody” !!A wszędzie na trasie balony i reklamy jednej z topowych wód mineralnych w Polsce – jednego z głównych sponsorów. Paranoja ? Chyba powinienem użyć gorszych słów...
- DystansW 2011 roku było 56 km i to już było moim zdaniem za mało jak na imprezę dla ambitnych amatorów. No ale pomyślałem sobie, że startują tu osoby które faktycznie jeżdżą rowerem od święta więc OK – niech będzie. Ale w tym roku to już przesada – trasa miała długość 38 kilometrów, a ze startu ostrego z pomiarem czasu zaledwie 31 km !! Czesław Lang wszędzie się wypowiada, że stara się równać do najlepszych – odsyłam więc do sprawdzenia dystansów Tour de France dla amatorów i innych tego typu imprez...
- Pomiar czasuJak to jest, że start ostry jest w Poroninie, a średnie prędkości w oficjalnych wynikach zmierzone są z dystansu wraz z dojazdem rundy honorowej. Czy to ma służyć dowartościowaniu ? Dla mnie to tylko zamazuje faktyczne dane i daje fałszywy obraz, a jak wiadomo dla wielu amatorów zaczynających przygodę z kolarstwem to właśnie średnie prędkości są szalenie istotne.Dobra, niektórzy powiedzą że się czepiam... Ale mierzenie czasu „netto” też jest chyba niedoskonałe, bo objeżdżam gościa z mojego sektora na finiszu, a ostatecznie ma lepszy czas ode mnie.
- SektoryCzy tego typu impreza powinna mieć w regulaminie zapis „kto pierwszy ten lepszy” ? Naprawdę nie jest trudno zrobić porządek z sektorami, kilka edycji już było więc można ludzi wstępnie poustawiać. W tej formule żeby mieć dobrą pozycję startową trzeba stać ponad godzinę na pełnym słońcu. W przypadku tegorocznej edycji czas stania w sektorze był dłuższy niż sam wyścig – paranoja.A tego, że po zjeździe do Poronina po raz kolejny trzeba było ustawiać się w sektorach to już w ogóle nie rozumiem :) Nie można było poustawiać zawodników od razu w Poroninie ?
- MedaleDla mnie to nie jest coś bardzo ważnego, dla mnie liczy się wynik. Ale dla 70 procent amatorów liczy się jakaś pamiątka z takiej imprezy. Na maratonach dużo niższej rangi można zgarnąć bardzo fajny medal, który faktycznie jest pamiątką (wpisowe ok. 70zł). Niestety na TdP dostaje się „medalik” który wygląda jak pamiątkowa moneta dla dzieci wybita w specjalnej maszynie w Biskupinie za złotówkę.
- Amatorów tylko w nazwieJeśli na imprezę, która w nazwie ma słowo „amatorów” przyjeżdża zawodowiec pełną gębą i wszystkich ogrywa, stając potem na pudle i zgarniając nagrody to coś jest chyba nie tak. Co prawda były dwie kategorie – dla zawodników z licencją i bez, ale po pierwsze nikt tego nie sprawdzał,a po drugie licencja masters nie oznacza jeszcze że ktoś jest zawodowcem. Jak nie wiecie o co mi chodzi to zobaczcie sobie skład podium tegorocznego wyścigu – ja tam widzę tylko jednego amatora ;)
I teraz żeby nie było, że tylko
narzekam. Ja po prostu widzę w tej imprezie ogromny potencjał aby
stać się coroczną imprezą dla amatorów o najwyższym prestiżu,
ale obecnie idzie to wszystko w drugą stronę.
I za tego typu produkt musimy płacić
120 zł. Górskie Mistrzostwa Polski, czyli obecnie chyba najbardziej
prestiżowa górska impreza w tej chwili to koszt 30zł przy
diametralnie niższym wsparciu sponsorskim, widzicie jakieś różnice
?
Oczywiście ktoś powie, nie podoba się - nie startuj i ma rację - za rok jak nic się nie zmieni nie wystartuję.
Udostępniajcie to gdzie się da, może
trafi do odpowiednich osób i może ktoś przejrzy na oczy zanim
impreza zejdzie zupełnie na psy. Co roku słyszę od kolejnych osób
z czołówki, że to był ich ostatni start w tej imprezie, a nie tak
to powinno wyglądać...
od 2010 roku ciągle to samo, więc myślę, że przez kolejnych kilka lat raczej nic się nie zmieni - niestety...
OdpowiedzUsuńTak wlasnie ja skonczylem scigac sie w takich i tym podobnych wyscigach. Dokladanie i utrzymywanie sprzetu nie wspominajac o treningu a na starcie daj kase, za co ? za to ze ktos ci laske robi ze cie dopuszcza... ? powsitrampki maja sport dotowany i to za ciezkie pieniadze... wole sobie dla siebie pojezdzic po szosie czy po lasach... pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJuż dawno odpuściłem komercyjne imprezy z milionami zawodników na starcie
OdpowiedzUsuńRacja, racja i wszystko prawda - tylko tyle, że wszyscy marudzą, zamiast zignorować no i z roku na rok powtarza się amatorszczyzna organizatorów. Nabrać kasy od amatorów i mieć ich głęboko w... poważaniu. Bezsens.
OdpowiedzUsuńsłuszne uwagi - też mam wątpliwości czy warto startować ... jedynie chęć sprawdzenia się na tle innych mnie przyciąga ... a wpisowe to jakaś paranoja (i nie chodzi o to, że szkoda mi tych 140 zł), ale kto na tym zarabia ?? wielka impreza, mnóstwo sponsorów, a jak to w Polsce - trzeba opodatkować maluczkich :///
OdpowiedzUsuńWpisowe na TdPA:
OdpowiedzUsuń-50pln -Bufet, Posiłek reg., "Darmówki", wolontariat.
-59pln -Termy Bukowina
-10pln -Fundacja "A kogo?"
Mi znika jedynie 1pln przy czym jedyne co urąga kwocie to medal'ik, dystans oraz organizacja w stosunku do nawet i realnych kosztach wpisowego...
A mi się podoba, że u nas za każdym razem wyważa się otwarte drzwi. Wystarczy podejrzeć, jak tego typu imprezy są organizowane u południowych czy zachodnich sąsiadów. Co innego w mtb, tu nie ma się czego wstydzić - są wpadki jak wszędzie. Brakuje ewidentnie imprez, jakich pełno na świecie, które integrują środowisko. Np w Czechach jest seria zawodów http://www.jesenickysnek.com/ - wpisowe na zawody - 100 Koron (17 plan). Wszystko jest takie "czeskie", ale miłe i sympatyczne - trasa jest w pełnym ruchu, ale przed grupą i na końcu jadą auta. Trasa jest dodatkowo oznaczona i pełno wolontariuszy. Po wyscigu jest piwo i suplementy innej maści. Niby lokalnie, a zawsze są strasznie dalekie kluby czy pojedyncze osoby. I to nie medale czy bufet, a klimat i wzajemne zaufanie robią robotę. Pomiar czasu to po prostu stopery. Bez napinki.
OdpowiedzUsuńJa swoją 'przygodę' z kolarstwem/wyścigami zaczynałem od TdPa w 2010 r.
OdpowiedzUsuńOd tego czasu byłem już na niejednej tego typu imprezie, zaliczając między innymi Puchar Równicy, Pętlę Beskidzką i podobne wyścigi w małopolsce.
Moim zdaniem od 2010 r. TdPa niestety co roku upada coraz niżej.
1) Pomiar czasu to ewidentny skandal. Co roku startowałem, żeby sprawdzić aktualną formę, sprawdzić ją do poprzednich lat. Był to dla mnie taki wyznacznik, jak sprawdziły się treningi w danym roku.
Dodatkowo w regulaminie TdPa jest wyraźnie opisane, że organizator w cenie zapewnia pomiar czasu. W tym roku tego nie było, na pewno nie był to pomiar rzeczywistego czasu.
2) Dystans, jak co roku, z niewielkim bólem serca (za cenę normalnych dwóch maratonów) zapłaciłem za TdPa. Trasę sprawdziłem w przeddzień wyścigu - 38 km??!! To chyba jakiś żart. Jak na imprezę tego typu to 56 km, z myślą o prawdziwych amatorach, ew. jakieś 80 byłoby odpowiednie.
3) Posiłek regeneracyjny? No nie wiem, kto mógł się zregenerować takim daniem (chyba specjalnie serwowanym na płaskich tackach).
Na mecie PB można było najeść się i przede wszystkim napić bez żadnych ograniczeń (przypominam, że po oddaniu żetonu TdPa przysługiwała JEDNA butelka wody 0,5 L)!! Z ciekawostek należy nadmienić, że kiedy na TdPa w 2010, sponsorem był producent innej wody rozlewanej ze źródła w Nałęczowie - na mecie wodę można było pić bez ograniczeń ;)
Można by wyliczać kolejne niedociągnięcia i błędy - fakt pozostaje bez sprzeczny - impreza jest coraz mniej atrakcyjna dla mnie jak i dla wielu osób z którymi rozmawiałem zarówno przed startem (było na to dużo czasu ;), jak i na mecie.
Jeszcze jedna śmieszna rzecz, stojąc w piątym sektorze, kiedy spiker odliczał czas do startu pierwszego sektora usłyszeć obok siebie trzask wpinanych spd - bezcenne ;)
nareszcie ktoś to prawidłowo ocenił i opisał, jestem nieco rozgoryczony, ponieważ ta impreza ma szansę stać się kultową a z roku na rok coraz gorzej, też w tym roku zrezygnowałem ze startu z tych samych przyczyn co w/w koledzy. 38 km oraz cena wpisowego to skandal, impreza masowa a jednak brak ładu i składu. ale dutki muszą się zgadzać.
OdpowiedzUsuńMam 63 lata i dotychczas jeżdziłem trochę na rowerze treckingowym.W marcu kupiłem mój pierwszy wymarzony rower szosowy i trochę potrenowałem no i wybrałem się na TdP Amatorów.Wystartowałem z ostatnią grupą o10:40 i jak na mnie poszło mi całkiem dobrze.Wg mojego czasomierza uzyskałem czas 1godz.i 35 min. Bardzo się zdziwiłem gdy w ogłoszonych wynikach mój czas to 1:48 a wystartowałem o 10:27. Doliczono mi 13 minut ! Gdy zadzwoniłem do firmy robiącej pomiar czasu,dowiedziałem się że mam pecha bo zmieściłem się w jadnym procencie błędu jaki generuje stosowany system pomiarów."Jeśli chcę mieć pewność pomiaru,to mam sobie kupić chip za 500zł a nie za złotówkę,których użyto". Jestem rozżalony i chyba to był mój pierwszy i ostatni start.Mój i moich znajomych. Bardzo szkoda,bo atmosfera wyścigu i wspaniali kibice są cudowni.
OdpowiedzUsuń