Gdzie te liście... ?

No właśnie, jeszcze niedawno to, że dzień kończy się zaraz po 16:00, a stopy marzną jak po wsadzeniu do potoku górskiego, rekompensował fakt, iż mogliśmy nacieszyć oczy całą gamą typowo jesiennych barw, którymi pomalowane były prawie wszystkie drzewa...
Wizyta w lesie w słoneczny dzień to był prawdziwy raj dla oczu, człowiek tylko jechał i się zastanawiał czy zdąży wrócić przed zmrokiem, bo co chwilę trzeba było stawać na zrobienie fajnej fotki ;)




No i niestety, przyszedł silny wiatr, sporo opadów i te wszystkie kolorowe liście zamiast wciąż cieszyć nasze oczy, zaczęły wkurzać nasze koła. Bo jak inaczej nazwać sytuację, kiedy jedziesz sobie zupełnie płaską leśną ścieżką po dywanie z liści i nagle z całym impetem wpadasz z wielką dziurę, która tymi liśćmi była przykryta ?




Zaczęła się więc ta jesień, której bardzo nie lubię, szara, zimna i bardzo mokra. Po każdej jeździe w terenie mycie roweru jest nieuniknione, na szczęście sprawdza się tu opryskiwacz, o którym pisałem tutaj.

A co u mnie słychać w kwestiach treningowych ?
Nic ciekawego :P Zaraz zaczynam już konkretne przygotowania do sezonu 2017, który pod wieloma względami będzie specjalny (o tym jednak później). Na razie jeżdżę sobie rowerem do pracy dzięki czemu dziennie pokonuję około 40 kilometrów. W soboty czas dla rodziny, a w niedziele zabawa w brudzie i błocie, czyli sympatyczna jazda pod egidą CX.




Póki co, organizatorzy lokalnych przełajów, skutecznie wybili mi z głowy ściganie w tej odmianie kolarstwa więc tylko jeżdżę sobie po leśnych ścieżkach ciesząc się jak dziecko :) Na żadne starty na razie nie mam ochoty... nogi z resztą też ;)
Szosa odpoczywa sobie spokojnie w domowym zaciszu, niedługo zostanie podpięta do trenażera, gdzie będę ćwiczył specjalistyczne jednostki siły itp...
Póki co, nie spieszy mi się jednak do tego, delikatnie mówiąc, trenowanie w domu nie jest moim ulubionym rodzajem treningu.


Dziś miałem zrobić czasówkę testową, ale jako że wciąż próbuje zaatakować mnie jakiś wirus i czuję że organizm walczy, to takie próby nie mają sensu. Zamiast tego tradycyjnie wyskoczyłem do lasu na przyjemne dwie godzinki z hakiem, poznając kolejne tajniki jazdy na CX. Tym razem zdobywam skille nazwijmy to błotniste ;)




W sumie to przeglądając Facebooka można się trochę przestraszyć, jak na koniec listopada ludzie robią naprawdę imponujące, wielogodzinne treningi. Dla mnie to trochę dziwne, wiem z doświadczenia, że w zasadzie taka jazda nie ma większego sensu, chyba że mówimy tylko o czerpaniu przyjemności z samej jazdy. Treningowo sens jest dla mnie co najmniej zagadkowy, chyba że ktoś szykuje formę na styczeń / luty ;) Ja standardowo będę robił swoje według sprawdzonego już systemu, spokojna głowa to podstawa, niech rodzinka się nacieszy moją zdecydowanie większą obecnością w domu ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz