Super "Gromadka" kolarzy amatorów


W ubiegły weekend odbyła się kolejna edycja wyścigów z serii Via Dolny Śląsk, czy opisywane niedawno przeze mnie - Dog's Head Predator w Gromadce.
W skrócie było dokładnie tak jak się spodziewałem, czyli bardzo szybko, sprintersko ne mecie, w dobrych warunkach atmosferycznych, na idealnych asfaltach i z bardzo dobrą organizacją w tle.
Ekipa Road-Racing.pl zrobiła naprawdę kawał dobrej roboty, to był jeden z tych wyścigów, gdzie kolarze czuli się jak długo wyczekiwani goście. Wszyscy przyjaźni, życzliwi i pomocni. Jeśli w dalszych latach poziom organizacyjny zostanie utrzymany, to będzie to jeden z najchętniej odwiedzanych wyścigów w tej części Polski. Osobno muszę też pochwalić catering, bo jedzonko na mecie było po prostu pyszne :)
fot. Weronika Kaczmarek
Jadąc do Gromadki w zasadzie nie spodziewałem się z mojej strony żadnych fajerwerków jeśli chodzi o wynik, typowo płaska, mało selektywna trasa, była przeznaczona stricte pod sprinterów. Chciałem po prostu zaliczyć kolejny start do generalki i stracić jak najmniej punktów, licząc po cichu, że zawiąże się jakaś ucieczka, w której uda się znaleźć, sprint z peletonu trochę mnie przerażał ;)
Sama podróż na start mnie zachwyciła, im bliżej byłem Gromadki tym większy uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, dookoła lasy, łąki, pola rzepaku, wąskie asfaltowe drogi pośrodku niczego, a wszystko to na tle idealnie błękitnego, porannego nieba (z tego miejsca dziękuję mojej nawigacji w telefonie, która zamiast poprow3adzić mnie głównymi drogami, wyznaczyła trasę właśnie po takich miejscach).


Wróćmy jednak do wyścigu...

Na miejscu jestem 1,5h przed startem, w miasteczku startowym już spory ruch, żadnych problemów z parkingami, odbiór pakietu startowego idzie sprawnie, przebieram się, szykuję rower i ruszam na rozgrzewkę i lekki rekonesans trasy jednocześnie. Sprawdzam zapowiadany podjazd zaraz po starcie... No i ciężko to nazwać podjazdem, fakt droga się lekko unosi do góry ale zrobić tu jakąś wytrawną selekcję byłoby raczej bardzo ciężko, jadę jeszcze kawałek rundą, sprawdzam ostatnie metry przed metą (tutaj moją uwagę przykuwa zwężenie i zakręt 90 stopni na 400metrów przed metą), gadam ze znajomymi i ustawiam się na starcie.
fot. Weronika Kaczmarek

3.2.1... start, jeszcze dobrze nie ruszyłem, a do przodu, wystrzelił jak z procy Krzysiek Bukraba wraz z Kamilem Gromnickim. Nie chciałem się zaginać i myśląc, że zaraz dostanę wsparcie, nie świruję z tempem. Zaczyna się podjazd, jedziemy mocno, idzie kontra, ja nie mogę złapać swojego rytmu i ciągle jadę z lekką stratą, z przodu spore zmiany, ktoś odpada, ktoś przeskakuje. Kończy się podjazd i sytuacja wygląda następująco, z przodu trzech zawodników z niewielką przewagą i za nimi mocno rozciągnięty peleton. Po krótkim czasie z ucieczki zostaje z przodu już tylko Kamil, a reszta dołącza do peletonu. Ja trzymam się z przodu reagując na wszelkie próby ataków gości z M30, sam od czasu do czasu też sprawdzam nogę ale teraz odjechać już jest niezwykle ciężko, a atak w trupa żeby zaraz dostać kontrę to nie najlepszy pomysł ;) Odjeżdża kilku zawodników z M20, zostają puszczeni ale nie robią wielkiej przewagi i też zostają skasowani, siła peletonu jest zbyt duża i już wiem, że rozstrzygnie się to na końcowych metrach masowym sprintem.


Nie jest to dla mnie najlepsza wiadomość ale na drugą rundę schodzę trochę głębiej w grupę i staram się oszczędzać siły na końcówkę. Jest bardzo nerwowo, w ruch idą łokcie, sam też łapię się dwa razy na tym iż robię manewr nie do końca zgodny z peletonowym savoir vivre ale walka o pozycję na końcówce ma też swoje ciemne prawa.



Gdyby nie generalka to końcówkę pewnie zupełnie bym odpuścił, a tak brałem udział w szaleńczej walce o pozycję przed feralnym, wspomnianym wcześniej, zakrętem. Trochę lat doświadczenia wyścigowego mam więc i pozycję wywalczyłem całkiem niezłą. Ale nie idealną, już na początku sprintu miałem bowiem sporą stratę do największych rywali i tego już nie udało się zredukować. Sprint morderczy, w moim przypadku to było jakieś 400 metrów na maksa i kosztowało sporo sił. Jednak opłacało się, bo ostatecznie zameldowałem się jako 5 zawodnik w M30.

fot. Weronika Kaczmarek
fot. Weronika Kaczmarek
Jak na generalną sytuację wyścigową, czyli układ trasy, szybkość peletonu, poziom rywali itd, mogę być tylko zadowolony, dużo nie straciłem w kontekście klasyfikacji generalnej, a taki był główny cel.
Szerokie podium w takiej sytuacji musi cieszyć i cieszy :)


Tym samym kończę pierwszą część sezonu, tą zdecydowanie bardziej nizinną, która wyszła nadspodziewanie dobrze. Teraz chwila przerwy i zaczną się starty w terenie zdecydowanie dla mnie lepszym :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz