Niedziela

7 rano budzi Cię znajomy głos – Tata, śniadanko... Już wiesz, że dłużej nie pośpisz, ba nawet sobie nie poleżysz, pokornie przecierasz oczy, wstajesz i idziesz z Młodym do kuchni.
W planie długi trening, pierwsza seta w roku więc nie ma innej opcji niż owsianka, spokojnie gotujesz mieszając wszystkie składniki (polecam garnek do gotowania mleka !), a w tle siedzi Staś w swoim krzesełku i tylko puka plastikową łyżką w podstawkę mówiąc „Ociamka dać”, tłumaczenie że trzeba poczekać, bo się musi ugotować nie daje rezultatu więc dajesz suchą kromkę chleba jako przystawkę – działa ;)


Kiedy już gotowe, wcinasz jedyne słuszne kolarskie śniadanie wraz ze swoim Synem, zostawiając oczywiście porcję, śpiącej jeszcze, żonie. Odsłaniasz rolety i tu chwila prawdy, wczoraj ICM aż krzyczał pokazując siłę dzisiejszego wiatru – tak, nie mylił się, szybkie spojrzenie na okoliczne drzewa, które są baaaardzo pochylone i wszystko jasne, będzie zimno, wietrznie i ciężko jak diabli. Grunt, że nie pada.

Teraz owsianka musi się przyjąć więc masz trochę czasu na zabawę z Młodym, dziś drewniana kolejka i budowle z klocków. W międzyczasie robisz sobie podwójne espresso macchiato, zabawa idzie na całego i już nawet myślisz, czy może lepiej olać trening i dalej się tylko bawić z Synem.

W końcu jednak zaczynasz szykowanie, standardowa rutyna: nalewanie picia do bidonów, łyknięcie suplementów, smarowanie mięśni nóg maściami rozgrzewającymi Sportsbalm no i skrupulatne ubieranie wraz z szykowaniem batoników. Na koniec smarowanie twarzy kremem zimowym, pompowanie kół, założenie butów, wpięcie licznika i już można ruszać na walkę...

… celowo użyłem tego słowa, bo dziś to nie było nic innego, a z normalną jazdą niewiele to miało wspólnego ;) Wyjeżdżając czułem się jak Dawid przed walką z Goliatem, moja niska waga (niewiele ponad 60kg) w połączeniu z czołowym wiatrem 40 km/h to jedna wielka tragedia. Jeśli dodamy do tego jeszcze niską temperaturę to mamy mieszankę wybuchową.


Każdy normalny człowiek widząc podobne warunki zostaje w domu przed TV, każdy normalny kolarz ucieka do lasu na swoim treningowym MTB lub rowerze przełajowym, ale że ja nie jestem zupełnie normalny to na dziś zaplanowałem sobie pierwszą szosową setkę w roku, jedna duża runda wokół Odry, na mapie fajna traska, nigdy wcześniej tego nie jechałem...

Tak jak słynny kucharz Modest Amaro serwuje swoim gościom w restauracji tzw. „momenty” tak i mój trening dziś składał się właśnie z takich momentów ;)
Moment 1 – kiedy jechałem po płaskiej szosie z idealną nawierzchnią pod wiatr z prędkością 19 km/h będąc według HR w trzeciej strefie
Moment 2 – nagle po wyjeździe z terenu zalesionego na pole dostałem taki podmuch, że wraz z rowerem wylądowałem na środku szosy
Moment 3 – gdy po godzinie jazdy zobaczyłem, że przejechałem zaledwie 25 kilometrów
Moment 4 – podjazd pod wiatr i w dodatku po bruku na 20 kilometrów do domu, który zabił moje nogi
Moment 5 – jak już w domu zaczęły mi odmarzać palce u stóp


Tak to właśnie było, do 30 kilometra non stop pod wiatr, potem trochę z boku i w plecy i na deser znów 20 kilometrów tej nierównej walki. Trasa fajna, chętnie ją powtórzę ale jednak przy innych warunkach, jazda dookoła Odry ma to do siebie, że nie ma jak skrócić, jest po drodze przeprawa promowa ale na szosie nie wypada ;) Jestem więc skazany na most w Krośnie Odrzańskim i potem dopiero w Cigacicach... Jest w miarę płasko i przyjemnie, ruch na większości trasy znikomy, jest też raczej płasko – idealnie na trening wytrzymałości.

I jak już wracasz do domu, zmarznięty, totalnie zmęczony i głodny, czujesz tą charakterystyczną dumę i zadowolenie z siebie, wchodzisz do domu ale nikt Cię przecież nie wita kwiatami czy laurem zwycięstwa, znowu jesteś tatą, mężem i masz kolejne obowiązki, a to co przejechałeś to tak naprawdę kawał dobrej, ale nikomu niepotrzebnej roboty. Dla znajomych „nie-kolarzy” jesteś świrem, dla rodziny kontrolowanym wariatem i jak już zejdzie zmęczenie zaczniesz sobie planować kolejny trening i kolejną nową rundę.... I tak w kółko :)


9 komentarzy:

  1. Ostatni akapit zaleciał trochę szymonbajkiem (ale w lepszej wersji z poprawną polszczyzną, z którą to Szymon ma nieraz problemy!). Wpis ciekawy, fajnie się trzymało, yyy, czytało. Dokładnie to miałem na myśli, pisząc ostatnio, że powinieneś rzucić bikestats i skupić się na kole. Kawał dobrego blogowania!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki !! Choć z Szymonem przesadziłeś ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobry tekst.Jak zwykle....
    Szacun za trening. Na wiosnę pewnie zaprocentuje ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Młody ma rację z niecierpliwością :) Owsianki rzekomo nie powinno się gotować, bo traci się cenne właściwości płatków owsianych.
    https://www.youtube.com/watch?v=iBdtylDH9HY

    Przy czym nie trzeba trzymać w wodzie aż tak długo (30-40 min :-O). Ja to płatki owsiane nawet na sucho uwielbiam wcinać, więc tylko zalewam wodą i trzymam jakieś 5 min aż się mleko zagrzeje. No i dodaję wspomnianą cytrynę

    OdpowiedzUsuń
  5. A cóż wy wiecie o owsiance, jeśli nie próbowaliście tego przepisu*:

    1 kubek mleka
    1 kubek płatków owsianych
    0,5 kubka jogurtu naturalnego
    0,5 jabłka w kosteczkę
    Garść żurawiny
    Łyżeczka orzechów
    Szczypta cynamonu

    Całość robicie wieczorem, a rano delektujecie się ładnie wchłoniętą, "przegryzioną" owsianką.

    * źródlo: http://www.amazon.com/Feed-Zone-Cookbook-Flavorful-Athletes-ebook/dp/B00JQCI2U8/ref=sr_1_1?s=books&ie=UTF8&qid=1420552795&sr=1-1&keywords=cycling+food

    OdpowiedzUsuń
  6. @Wojciech Krzystek
    Ten gościu nie ma pojęcia o czym mówi. Co do cytryny to coś tam mu dzwoni, ale nie wie w którym kościele. Poczytaj o kwasie fitynowym, a będziesz wiedział o co mi chodzi.
    @czmiel
    Jak można do owsianki dodawać słodkie składniki? To zabija smak mleka i owsa!
    @Autor
    "Tak to właśnie było, do 30 kilometra non stop pod wiatr, potem trochę z boku i w plecy i na deser znów 20 kilometrów tej nierównej walki."
    Nie przesadzaj, bo to wygląda jakby 90% czasu wiatr Ci przeszkadzał, a tylko "trochę w plecy". Ja wiem że na takich treningach jest ciężko, ale nie ma co insynuować naturze, że nam wieje na złość, bo przy pętli sumarycznie musi wyjść na zero ;) Oczywiście na zero w sensie ilości wiatru z poszczególnych stron, co nie znaczy, że jest to tak jakby jechać w bezwietrznych warunkach :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. @up: Wyobraź sobie, że poczytałem. Czemu od razu "nie ma pojęcia o czym mówi"? Właśnie rzekomo kwas cytrynowy pomaga w przyswajaniu wapnia.
    To może oświeć nas co powinno się robić, skoro wiesz lepiej…

    OdpowiedzUsuń
  8. @up
    Po pierwsze to nie kwas cytrynowy, tylko jeśli już to witamina C. Ale takie ilości nie mają większego znaczenia.
    Po drugie - nie tylko wapń, ale także żelazo, magnez, cynk i mangan.
    Po trzecie - żeby go usunąć, nie wystarczy zalać ani zagotować - potrzebne jest długotrwałe moczenie.
    Po czwarte - cytryna, rzeczywiście tutaj się przyda - ale nie chodzi o jej cudowne działanie poprawiające przyswajanie, ale o to, że tworzy kwasowe środowisko - co zwiększa efektywność neutralizacji kwasu fitynowego.
    Po piąte - przyda się do tego jeszcze w miarę wysoka temp. - 20-kilka stopni.
    Po szóste - owies niestety nie zawiera fitazy, która jest potrzebna do rozłożenia kwasu, więc trzeba ją dostarczyć z zewnątrz.
    Po siódme - jeśli nie zastosujemy się do powyższych to możemy się pożegnać z cudownymi prozdrowotnymi właściwościami ww. minerałów, bo kwas po prostu je zwiąże i uczyni nie-biodostępnymi dla naszego organizmu.
    Po ósme - to dotyczy nie tylko owsa, ale wszystkiego z tzw. "pełnego ziarna" - wszystkie orzechy, rośliny strączkowe, zboża...
    Po dziewiąte - rzeczywiście witamina C zwiększa biodostępność tych minerałów, ale jak wyżej wspomniałem - trochę soku z cytryny wiele nie zdziała. Jeśli już to lepsza papryka. Ale, tak jak pisałem - cudów się nie należy spodziewać.
    Po dziesiąte - "To może oświeć nas co powinno się robić, skoro wiesz lepiej…" - spokojnie, nikt tu nikogo nie gryzie ;)
    Pozdro! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wychodzi tak słodko, uwierz mi. Kwaskowy jogurt naturalny i jabłko (są przecież różne gatunki) są tutaj przeciwwagą.

    Z tym przepisem jest jednak pewien problem. Po jakimś czasie musiałem go odstawić, bo nie mogłem tego śniadania przetrawić porządnie.

    Pewna mądra głowa powiedziała mi, że to przez łączenie jogurtu naturalnego z mlekiem. Teraz z jogurtu zrezygnowałem i jest o wiele lepiej. No ale teraz jest już naprawdę słodko...

    Poza tym, wszystko jest kwestią smaku.

    P.S. kombinowałem różnie. Po takim nocnym moczeniu owsianki najsłodziej wypadała jednak mimo wszystko sama owsianka z mlekiem!

    OdpowiedzUsuń