Zgrupka wersja ECO

Siedzisz sobie grzecznie w pracy od czasu do czasu spoglądając co tam słychać na FB, wiesz że dużo ryzykujesz odpalając aplikację, bo tam masz po prostu zasyp zdjęć z Andaluzji, Hiszpanii, Chorwacji, Wysp Kanaryjskich, czy innej Majorki. Oglądasz jak Twoi znajomi wygrzewają łydki, zdobywają kolejne podjazdy, nabijają potworne ilości kilometrów i szlifują nogę na sezon... Sezon, który zbliża się wielkimi krokami.






Lekko sfrustrowany zamykasz więc FB i odpalasz stronę swojego banku. Niestety nie takich cyferek oczekiwałeś i już wiesz, że sobie w ciepłe kraje nie pojedziesz. Z resztą może to i dobrze, bo nawet gdybyś miał kasę nie zostawisz przecież żony i dwójki dzieciaków.





Wymyślasz więc, że bierzesz tydzień urlopu i robić zgrupowanie w wersji ekonomicznej, mówiąc prościej po prostu będziesz jeździł w swoim miejscu zamieszkania.


Wszystko full profeska, plan treningowy od trenera na cały tydzień (który później i tak zweryfikuje pogoda), niezbędne odżywki, wyszykowana  szosa, nastawienie w głowie - nic tylko kręcić.




No to jedziemy z tematem:
1. Poranny rozruch - żaden problem, odprowadzam Młodego do przedszkola wybierając dłuższą wersję czyli spacer przez las. Jako, że zawsze idziemy na ostatnią chwilę wychodzi z tego bardziej marszobieg.
2. Poznawanie nowych fascynujących miejsc - nic trudnego, jadę tam gdzie jeszcze rowerem nie byłem ;)
3. Długie tlenowe wyjeżdżenia - spoko, zapomniałem tylko że takie 150km w grupie to zupełnie inna bajka niż na solo
4. Pyszne coffebreaki w urokliwych zatoczkach - spoko, na trasie jest dużo kawiarni w zatokach rzeki Orlen
5. Popołudniowy masaż zmęczonych nóg - no problem, wystarczy położyć sobie na kolana niespełna roczną córeczkę - gwarantuję masaż jak ta lala.
6. Podjazdy - no z tym jest trochę problem, ale jak wezmę pod uwagę jak wieje na otwartych przestrzeniach i to, że chwilami jadę pod progiem mając na liczniku około 20km/h to w zasadzie mamy też i podjazdy ;)



A teraz bardziej na serio, jak nie możesz z różnych powodów pojechać sobie w jakieś ciepłe miejsce aby podszlifować formę i boisz się, że nie będziesz w stanie konkurować wiosną z tymi, którzy jednak taką opcję mają, nie zastanawiaj się długo i zrób sobie coś w rodzaju zgrupowania tam gdzie mieszkasz. Wystarczy pamiętać o kilku istotnych rzeczach.
1. Trenuj z głową, bo w domu regeneracja nigdy nie będzie taka jak byś chciał (szczególnie jak masz dzieciaki)
2. Długie trasy wybieraj tak, aby zawsze wracać z wiatrem (niestety nie odpoczniesz sobie na niczyim kole).
3. Dbaj o odżywanie zarówno na treningach jak i po nich, jedz dużo i dobrze ;)
4. Zadbaj o higienę snu, śpij dużo i dbaj o jakość snu, szczególnie ważna będzie ilość tzw. snu głębokiego
5. Wspomagaj regenerację rolowaniem i rozciąganiem.



Jeśli przez tydzień weźmiesz temat jeżdżenia na serio, spokojnie zrobisz taką robotę jak Twoi znajomi gdzieś daleko w Hiszpanii. Teraz wystarczy solidnie odpocząć i czekać na superkompensację.

Jeśli o mnie chodzi to przez tydzień zrobiłem w sumie 780 kilometrów i 1400 TSS, w sumie 25h w siodełku chociaż warunki dalekie były od ideału. Wystarczy napisać, że na koniec przyszedł armagedon i spadł śnieg, zmuszony nawet byłem wsiąść z powrotem na rower przełajowy... Fajne były tylko 3 pierwsze dni, które wykorzystałem w 120 procentach.
Odwiedziłem nowe miejscówki, poznałem nowe fajne szosy i zrobiłem piękny fundament pod formę na 2018 - teraz zobaczymy czy będzie trwały i solidny.

P.S. Jest też jeden duży plus takiego rozwiązania, nie ma "syndromu pozgrupowaniowego", czyli mówiąc krótko nie masz doła po powrocie do Polski, gdzie warunki są zgoła odmienne niż tam gdzie wygrzewałeś łydy.


5 komentarzy:

  1. Świetny tekst. Te 780 kilometrów, które przejechałeś w tydzień robi wrażenie :)
    Ja takie lokalne zgrupowanie planuję rozpocząć od jutra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia, życzę dobrej pogody i gładkich asfaltów :)

      Usuń
  2. To samo zaplanowalem ale od 15.04. Super wpis.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pełen profesjonalizm :) super zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakież to prawdziwe... Ja się też zmagam z wiatrem a jest na tyle silny, że Synka zabrać nie mogę i mężnie znosi trening na trenażerze. Pomysł fajny, pod warunkiem, że nie ma tyle roboty, ale staram się... Dzięki za taki artykuł, bo tylko dodaje sił i chęci. Zrobiłem sobie tylko niewielką przerwę i pojechałem (z Synkiem oczywiście) na MŚ do Pruszkowa. Rewelacyjne działanie motywacyjne, szczególnie dla 11-latka. :-)

    OdpowiedzUsuń